Mówią, że nieznajomość prawa szkodzi. Zgadzam się z tym w całej rozciągłości. Nie w tym rzecz, żeby posiąść wiedzę godną profesora nauk prawnych; rzecz w tym, żeby nie pogubić się w gąszczu „wiedzy tajemnej”, która przysłowiowemu Kowalskiemu może ułatwić, bądź przeciwnie, skomplikować życie.
Jedna z kwestii, która potrafi zjeżyć włosy na głowie każdemu z nas, kto nie studiował – lub aktualnie nie studiuje – prawa, brzmi następująco:
Umowa zlecenie a umowa o dzieło – czy to jest to samo, zamienne być może, pojęcie? A jeśli nie – to jaka jest między nimi różnica?
Otóż różnica jest zasadnicza i to niejedna, chociaż pewne podobieństwa też znajdziemy. Obie te umowy nie mają nic wspólnego z umową o pracę, która jest unormowana przepisami Kodeksu pracy i reguluje tzw. stosunki pracy podporządkowanej, czyli relacje łączące pracownika z jego zwierzchnikiem – rzecz jasna, wyłącznie dotyczące pracy.
Umowa zlecenia i umowa o dzieło należą do kategorii umów cywilnoprawnych a jeszcze dokładniej – umów nazwanych, czyli tych, które zostały uregulowane przepisami Kodeksu cywilnego. Dodajmy tutaj, że wszystkie umowy cywilnoprawne, również wyżej wymienione, charakteryzują się między innymi swobodą ich zawierania, jak też równością zawierających je stron.
Cóż to oznacza w praktyce? Mianowicie to, że np. pani Nowak i pan Kowalski mogą zawrzeć między sobą którąś z takich umów i nikt nie może ingerować w jej treść i sposób zawarcia, byleby była zgodna z przepisami prawa i nie naruszała ogólnie przyjętych norm współżycia społecznego. Również prawa i obowiązki, wynikające z rzeczonej umowy dla każdego z nich, nie mogą w jakikolwiek sposób żadnej z tych osób dyskryminować. Jednym słowem – i pani Nowak, i panu Kowalskiemu umowa powinna gwarantować jednakową pozycję prawną.
Umowa zlecenie a umowa o dzieło – czym się różnią?
Umowę zlecenie określa się jako umowę starannego działania. Cóż to znaczy? Znaczy ni mniej, ni więcej, jak to, że zleceniobiorca, czyli osoba przyjmująca i wykonująca zlecenie, angażuje wszelkie siły, środki i umiejętności, inaczej mówiąc – stara się, aby tę umowę zrealizować w sposób satysfakcjonujący zleceniodawcę.
Nie odpowiada natomiast za ostateczny efekt tego zlecenia. Wyjaśnijmy to na przykładzie: pani X przyjmuje zlecenie od prezydenta miasta, na przeprowadzenie 120 godzin zajęć na kursie języka angielskiego dla pracowników wydziału turystyki i promocji. Kurs ma na celu przygotowanie 15-osobowej grupy do egzaminu na certyfikat językowy.
Po zakończeniu kursu okazuje się, że tylko 5 osób uzyskało upragniony certyfikat. I co się dzieje? Absolutnie nic. Dlaczego? Otóż pani X dołożyła wszelkich starań, żeby grupę należycie do owego egzaminu przygotować, ale przecież końcowy efekt nie zależał wyłącznie od niej. Wynik egzaminu każdego z uczestników kursu stanowił wypadkową kilku czynników – obecność na zajęciach, przykładanie się do nauki, siła motywacji, predyspozycje językowe. Nieprawdaż?
Z kolei umowa o dzieło stanowi tzw. umowę rezultatu
Na czym to polega? Jak sama nazwa wskazuje, liczy się ostateczny efekt pracy, czyli dzieło, w postaci materialnej (np. uszycie sukni ślubnej, namalowanie obrazu przedstawiającego ukochanego kota), bądź niematerialnej ( napisanie programu komputerowego, ułożenie przemówienia na 50-tą rocznicę ślubu rodziców).
Nie jest istotne, czy wykonawca dzieła wykona je na tydzień, czy też dzień przed umówionym terminem. Nieważne, czy będzie je wykonywał w zaciszu własnej pracowni, na ławce w Central Parku, czy może na skałach Cabo da Roca. Liczy się Dzieło. Najlepiej – godne tej wielkiej litery!
Kolejną różnicę w przypadku obu tych umów stanowi charakter świadczenia. A cóż to takiego? Mianowicie, umowa zlecenia z reguły przewiduje pewien ciąg działań – chociażby wspomniany wcześniej przykład przeprowadzenia zajęć na kursie języka angielskiego. W przypadku umowy o dzieło rzecz ma się zgoła inaczej. Dzieło powstaje jedno – konkretne, dokładnie określone co do tego, jakie ma być;
suknia – a nie garnitur, przemówienie z okazji rocznicy – a nie awansu.
I następna różnica: umowa o dzieło jest zawsze odpłatna, zaś wynagrodzenie obejmuje nie tylko czynności ściśle związane z wykonaniem owego dzieła ale również wszelkie poniesione nakłady.
Umowa zlecenia może w pewnych sytuacjach przyjąć formę nieodpłatną. Jeśli jest odpłatna – a tak bywa najczęściej – zleceniobiorca ma prawo wyłącznie do wynagrodzenia ustalonego w zawartej umowie.
Następna różnica między ww. umowami – to kwestie zusowskie. Umowa zlecenia podlega tzw. oskładkowaniu, czyli opłaceniu większości składek na ubezpieczenie społeczne. Umowa o dzieło nie rodzi prawa do ubezpieczeń emerytalnych, rentowych, chorobowych, wypadkowych czy zdrowotnych i nie powoduje konieczności odprowadzania takich składek.
Moglibyśmy doszukać się jeszcze kilku pomniejszych różnic pomiędzy tymi umowami, ale najważniejsze już poznaliście, moi mili.
Wiele zależy od tego, po której stronie barykady się znajdujemy: zleceniodawca – czy zleceniobiorca? Zlecający dzieło – czy wykonawca dzieła? Wiemy doskonale, od czego zależy punkt widzenia.
Która z tych umów? – wybór zostawiam wam…